czwartek, 31 października 2013

Recenzja dań szczecińskiej restauracji Opera

Mimo, że bardzo lubię dobrą kuchnię, do tej pory nie miałem okazji przelewać na bloga swoich doświadczeń związanych z jedzeniem, pisząc wyłącznie o napojach. Sytuacja zmieniła się po otrzymaniu propozycji wzięcia udziału w akcji portalu urodaizdrowie.pl "Blogerzy smakują z restauracjami".

Udział w akcji wzięła szczecińska restauracja Opera, znana kiedyś jako "Na kuncu korytarza" (Restauracja OPERA Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie ul. Korsarzy 34), którą  czwartkowy wieczór odwiedziłem wspólnie z moją żoną. Restauracja położona jest w Zamku Książąt Pomorskich w pięknym miejscu Szczecina, nieopodal Wałów Chrobrego. Sala restauracji jest podłużna, podzielona w ten sposób, że stoliki są schowane w niszach nadając kameralny klimat. Uwagę przykuwa granatowy sufit i zdobiące go złociste gwiazdy. :)



Menu jest bardzo przemyślnie zorganizowane i pięknie okraszone zabawnymi rysunkami. Zdecydowaliśmy się posmakować:

 - Biust kaczy duszony w wermucie, podawany z sosem śliwkowym i
kluseczkami

- Wyborniaście finezyjny gulasz jagnięcy podduszony na jogurcie
tureckim, zamulony pomidorami a podawany z kluseczkami

- Pierogi ruskie z cebulką

- Tort czekoladowo-wiśniowa rozkosz

Obsługa była bardzo miła i kompetentna, a na dania nie musieliśmy długo czekać.

Gulasz jagnięcy wręcz rozpływał się w ustach. Mięso było miękkie, a połączenie jogurtu tureckiego z pomidorami doskonale wpasowało się w mój gust. Ucieszony tak dobry daniem postanowiłem sprawdzić, jak kucharz poradził sobie z tradycyjnym polskim daniem jakim są ruskie pierogi. Nie zawiodłem się, były smaczne, a lekko pikantny farsz nie pozostawiał niczego do życzenia.

Moja żona również była bardzo zadowolona:
"Danie, które od razu przykuło moją uwagę opisane było w menu jako biust kaczy duszony w wermucie. Przyznam, kaczkę spożywałam dosłownie kilka razy w życiu, ale za każdym była to kaczka przyrządzona w domowej kuchni. Wino to nie tylko doskonały trunek, ale często smakowity dodatek do wszelkiego rodzaju mięs. Danie kusiło więc jeszcze bardziej. Moje obawy budziły jedynie wymienione obok kluseczki, które nijak nie mogły zdobyć mojego zaufania. Postanowiłam jednak, że zaryzykuję. W końcu niekoniecznie wychodzi się do restauracji aby próbować wiecznie tych samych, sprawdzonych dań i trzymać się bezpiecznych zestawów.

Podczas gdy moje danie było przygotowywane, miałam chwilę czasu aby dokładniej przyjrzeć się wystrojowi wnętrza, w którym zajmowałam stolik razem z mężem. Restauracja była przytulna, światło przygaszone tak, aby spotęgować romantyczny nastrój. Moją uwagę zwróciły napisy na ścianach, które zapewne pozostawili po sobie zadowoleni goście. Tworzyło to niezwykły klimat nadając temu miejscu swój własny charakter. Wsłuchiwałam się w subtelną melodię, która pobrzmiewała w tle. Nie była za cicha ani za głośna. Jazz i zmyślne improwizacje na pianinie. Coś co wpasowało się atmosferę lokalu.

Moje zamówienie zostało przyniesione przez uprzejmą i sympatyczną panią. Z reguły zawsze zwracam uwagę na wygląd dań. Lubię gdy jedzenie już samą kolorystyką, kształtem i kompozycją zachęca do konsumpcji. Pierś kaczki została pokrojona na drobne i cienkie plastry, polana obficie sosem śliwkowym. Kluseczki były dosyć małe i okrągłe. Danie prezentowało się naprawdę dobrze.

Sam smak kaczki był dla mnie zaskoczeniem. Dosyć dużym zaskoczeniem, bowiem nie było tu tego charakterystycznego posmaku dla mięsa tego ptaka. Nie było tej cierpkości. Filet był bardzo dobrze przyrządzony, miękki, wprost idealny. Z sosem śliwkowym i o dziwo z kluseczkami, tworzył niezwykle udaną i smaczną kompozycję. Sos był słodki, lekko kwaśny. Danie okazało się być sycące. Delektowałam się każdym jego kęsem."

Na deser zjedliśmy po sporym kawałku tortu czekoladowo-wiśniowego z kawą oraz herbatą (nie trzeba chyba pisać kto co pił ;) ).