Mimo, że bardzo lubię dobrą kuchnię, do tej pory nie miałem okazji przelewać na bloga swoich doświadczeń związanych z jedzeniem, pisząc wyłącznie o napojach. Sytuacja zmieniła się po otrzymaniu propozycji wzięcia udziału w akcji portalu urodaizdrowie.pl "Blogerzy smakują z restauracjami".
Udział w akcji wzięła szczecińska restauracja Opera, znana kiedyś jako "Na kuncu korytarza" (Restauracja OPERA Zamek Książąt Pomorskich w Szczecinie ul. Korsarzy 34), którą czwartkowy wieczór odwiedziłem wspólnie z moją żoną. Restauracja położona jest w Zamku Książąt Pomorskich w pięknym miejscu Szczecina, nieopodal Wałów Chrobrego. Sala restauracji jest podłużna, podzielona w ten sposób, że stoliki są schowane w niszach nadając kameralny klimat. Uwagę przykuwa granatowy sufit i zdobiące go złociste gwiazdy. :)
Menu jest bardzo przemyślnie zorganizowane i pięknie okraszone zabawnymi rysunkami. Zdecydowaliśmy się posmakować:
- Biust kaczy duszony w wermucie, podawany z sosem śliwkowym i
kluseczkami
- Wyborniaście finezyjny gulasz jagnięcy podduszony na jogurcie
tureckim, zamulony pomidorami a podawany z kluseczkami
- Pierogi ruskie z cebulką
- Tort czekoladowo-wiśniowa rozkosz
Obsługa była bardzo miła i kompetentna, a na dania nie musieliśmy długo czekać.
Gulasz jagnięcy wręcz rozpływał się w ustach. Mięso było miękkie, a połączenie jogurtu tureckiego z pomidorami doskonale wpasowało się w mój gust. Ucieszony tak dobry daniem postanowiłem sprawdzić, jak kucharz poradził sobie z tradycyjnym polskim daniem jakim są ruskie pierogi. Nie zawiodłem się, były smaczne, a lekko pikantny farsz nie pozostawiał niczego do życzenia.
Moja żona również była bardzo zadowolona:
"Danie, które od razu przykuło moją uwagę opisane było w menu jako biust kaczy duszony w wermucie. Przyznam, kaczkę spożywałam dosłownie kilka razy w życiu, ale za każdym była to kaczka przyrządzona w domowej kuchni. Wino to nie tylko doskonały trunek, ale często smakowity dodatek do wszelkiego rodzaju mięs. Danie kusiło więc jeszcze bardziej. Moje obawy budziły jedynie wymienione obok kluseczki, które nijak nie mogły zdobyć mojego zaufania. Postanowiłam jednak, że zaryzykuję. W końcu niekoniecznie wychodzi się do restauracji aby próbować wiecznie tych samych, sprawdzonych dań i trzymać się bezpiecznych zestawów.
Podczas gdy moje danie było przygotowywane, miałam chwilę czasu aby dokładniej przyjrzeć się wystrojowi wnętrza, w którym zajmowałam stolik razem z mężem. Restauracja była przytulna, światło przygaszone tak, aby spotęgować romantyczny nastrój. Moją uwagę zwróciły napisy na ścianach, które zapewne pozostawili po sobie zadowoleni goście. Tworzyło to niezwykły klimat nadając temu miejscu swój własny charakter. Wsłuchiwałam się w subtelną melodię, która pobrzmiewała w tle. Nie była za cicha ani za głośna. Jazz i zmyślne improwizacje na pianinie. Coś co wpasowało się atmosferę lokalu.
Moje zamówienie zostało przyniesione przez uprzejmą i sympatyczną panią. Z reguły zawsze zwracam uwagę na wygląd dań. Lubię gdy jedzenie już samą kolorystyką, kształtem i kompozycją zachęca do konsumpcji. Pierś kaczki została pokrojona na drobne i cienkie plastry, polana obficie sosem śliwkowym. Kluseczki były dosyć małe i okrągłe. Danie prezentowało się naprawdę dobrze.
Sam smak kaczki był dla mnie zaskoczeniem. Dosyć dużym zaskoczeniem, bowiem nie było tu tego charakterystycznego posmaku dla mięsa tego ptaka. Nie było tej cierpkości. Filet był bardzo dobrze przyrządzony, miękki, wprost idealny. Z sosem śliwkowym i o dziwo z kluseczkami, tworzył niezwykle udaną i smaczną kompozycję. Sos był słodki, lekko kwaśny. Danie okazało się być sycące. Delektowałam się każdym jego kęsem."
Na deser zjedliśmy po sporym kawałku tortu czekoladowo-wiśniowego z kawą oraz herbatą (nie trzeba chyba pisać kto co pił ;) ).
czwartek, 31 października 2013
piątek, 13 września 2013
Darjeeling Puttabong
Dziś ochota mnie naszła na coś innego, nietypowego. Cechy takie mają herbaty darjeeling, te czarne nie są do końca czarne, a zielone nie są do końca zielone. :) Do mojego kubka trafił Darjeeling Puttabong Second Flush, który jest herbatą zieloną.
Pochodzi ona z rejonu Puttabong znajdującego się we wschodnich Indiach. Herbata rośnie tam na wysokości około 2500m n.p.m. co nadaje jej wyjątkowego, lekko pikantnego smaku.
Przed zaparzeniem Darjeeling Puttabong prezentuje się tak:
Można zauważyć, że listki tej herbaty mają wiele różnych odcieni zieleni co jest charakterystyczne dla darjeelingów. Suche liście mają subtelny, miodowo trawiasty zapach.
Zaparzyłem go nie używając termometru, przelewając wrzątek najpierw do jednego kubka, potem do drugiego i następnie do właściwego, z herbatą. Zaparzam w ten sposób zielone herbaty i temperatura wody jest wtedy dla nich w sam raz.
Po 2 minutach otrzymałem napar w zapachu podobny do liści przed zaparzeniem. Smak delikatny, słodki, bez cienia goryczy.
Napar i liście prezentują się tak:
Napar nie zmienił się bardzo po drugim parzeniu, które trwało 3 minuty. Zyskał odrobinę cierpkości nie tracąc poprzednich walorów. Herbata ta przypadła mi do gustu i z pewnością jeszcze nie raz sięgnę po puttabonga. Pozdrawiam.
Pochodzi ona z rejonu Puttabong znajdującego się we wschodnich Indiach. Herbata rośnie tam na wysokości około 2500m n.p.m. co nadaje jej wyjątkowego, lekko pikantnego smaku.
Przed zaparzeniem Darjeeling Puttabong prezentuje się tak:

Zaparzyłem go nie używając termometru, przelewając wrzątek najpierw do jednego kubka, potem do drugiego i następnie do właściwego, z herbatą. Zaparzam w ten sposób zielone herbaty i temperatura wody jest wtedy dla nich w sam raz.
Po 2 minutach otrzymałem napar w zapachu podobny do liści przed zaparzeniem. Smak delikatny, słodki, bez cienia goryczy.
Napar i liście prezentują się tak:


Napar nie zmienił się bardzo po drugim parzeniu, które trwało 3 minuty. Zyskał odrobinę cierpkości nie tracąc poprzednich walorów. Herbata ta przypadła mi do gustu i z pewnością jeszcze nie raz sięgnę po puttabonga. Pozdrawiam.
Etykiety:
darjeeling,
zielona herbata
poniedziałek, 25 marca 2013
Pieczona herbata - co to takiego?
Napotkałem się ostatnio w kilku miejscach z określeniem pieczona herbata. Pierwsze co przychodzi mi na myśl to oczywiście palone oolongi, ale w tym wypadku nie chodzi o herbatę sensu stricto.
Herbata pieczona to tak naprawdę pochodząca z Czech mieszanka, mikstura, sporządzona z pieczonych owoców, którą dodaje się do gorącej wody tworząc słodki, owocowy napój. Znamy to oczywiście pod nazwą konfitury, którą od dawna niektórzy dodają do gorącej herbaty, lub pijąc herbatę zajadają się konfiturą ze słoiczka.
Przyznam, że jeszcze nie próbowałem takiej pieczonej herbaty, bo nie mogę jej znaleźć w mojej miejscowości, ale chętnie posłucham waszych opinii na jej temat.
Herbata pieczona to tak naprawdę pochodząca z Czech mieszanka, mikstura, sporządzona z pieczonych owoców, którą dodaje się do gorącej wody tworząc słodki, owocowy napój. Znamy to oczywiście pod nazwą konfitury, którą od dawna niektórzy dodają do gorącej herbaty, lub pijąc herbatę zajadają się konfiturą ze słoiczka.
Przyznam, że jeszcze nie próbowałem takiej pieczonej herbaty, bo nie mogę jej znaleźć w mojej miejscowości, ale chętnie posłucham waszych opinii na jej temat.
Etykiety:
herbata pieczona
środa, 16 stycznia 2013
Herbata Ahmad Earl Grey
Stało się, dałem szansę herbacie pakowanej :)
Ahmad jest dość popularną marką o długiej tradycji, cieszy się zaufaniem wielu ludzi, dlatego zdecydowałem się zobaczyć w czym tkwi jej fenomen. Na pierwszy ogień poszedł Ahmad Earl Grey w kartoniku 100g, ale może spróbuję w przyszłości innych herbat od tego producenta.
Herbata, którą dostałem zawiera w składzie wyłącznie czarną herbatę oraz aromat bergamoty (earl grey). Sama herbata jest mieszanką głównie herbat cejlońskich co jest widoczne w wyglądzie herbaty zarówno przed jak i po zaparzeniu. Herbata Ahmad Earl Grey jest odmienna od innych herbat earl grey, sam aromat bergamoty jest jak dla mnie doskonale dobrany, nie jest go za dużo, ani za mało, lecze w sam raz :) Dodatkowo herbata posiada pikantny akcent wyczuwalny również w smaku co bardzo mi odpowiada. Kojarzy mi się on ze smakiem gałki muszkatołowej.
Herbata ta wywarła na mnie pozytywne wrażenie, tym bardziej w stosunku ceny do jakości (kosztuje ona 9,99 tutaj). Gdy już ją wypiję, przetestuję inne herbaty Ahmada i podzielę się z wami moją opinią.
Ahmad jest dość popularną marką o długiej tradycji, cieszy się zaufaniem wielu ludzi, dlatego zdecydowałem się zobaczyć w czym tkwi jej fenomen. Na pierwszy ogień poszedł Ahmad Earl Grey w kartoniku 100g, ale może spróbuję w przyszłości innych herbat od tego producenta.
Herbata, którą dostałem zawiera w składzie wyłącznie czarną herbatę oraz aromat bergamoty (earl grey). Sama herbata jest mieszanką głównie herbat cejlońskich co jest widoczne w wyglądzie herbaty zarówno przed jak i po zaparzeniu. Herbata Ahmad Earl Grey jest odmienna od innych herbat earl grey, sam aromat bergamoty jest jak dla mnie doskonale dobrany, nie jest go za dużo, ani za mało, lecze w sam raz :) Dodatkowo herbata posiada pikantny akcent wyczuwalny również w smaku co bardzo mi odpowiada. Kojarzy mi się on ze smakiem gałki muszkatołowej.
Herbata ta wywarła na mnie pozytywne wrażenie, tym bardziej w stosunku ceny do jakości (kosztuje ona 9,99 tutaj). Gdy już ją wypiję, przetestuję inne herbaty Ahmada i podzielę się z wami moją opinią.
Etykiety:
Ceylon,
czarna herbata,
herbata ahmad
Subskrybuj:
Posty (Atom)